Świadectwo Piotra

Zawsze miałem pozytywne nastawienie do kapłanów, ale nie byłem z nimi w bliskich relacjach. Mile wspominam spotkania z Księdzem Romanem, kiedy śpiewałem w kościelnym chórze.Moja wiara upadła, kiedy zacząłem chodzić do gimnazjum. Coraz rzadziej uczestniczyłem we Mszy Św. Zdarzało się, że wychodziłem w niedzielę do południa z domu, postałem na rynku lub pochodziłem po mieście i wracałem do domu. Zły wpływ na moją wiarę miał czas wakacji, wchodzenie w rodzinne rozmowy i negatywne nastawianie mnie do mamy, która zbliżała mnie do wiary. Wewnętrzne konflikty prowadziły mnie do uzależnień, a te powodowały, że wstydziłem się siebie. Byłem wycofany, miałem niewielu znajomych. Szybka jazda samochodem dawała mi oderwanie się od rzeczywistości, w której tkwiłem. Stawałem się „wolny” i czułem prawdziwą satysfakcję. Brawurową jazdę zacząłem w wieku siedemnastu lat. Po niej czułem się rozluźniony, zrelaksowany i zadowolony z życia. Bardzo chciałem zaimponować swoim rówieśnikom, co zakończyło się tragedią. Moja chęć zaimponowania skończyła się tym, że dziś nie żyją trzy osoby. W tym momencie straciłem moich znajomych, choć tak naprawdę nigdy w moim mieście nie czułem się jak wśród swoich. Bardzo często byłem samotny. Zawsze mówiłem, że wolałbym mieszkać u dziadków. Kiedy doszło do wypadku, zacząłem szukać u Boga oparcia i opieki, aby poradzić sobie z świadomością, że przeze nie żyją ludzie. Wtedy zacząłem dużo się modlić. Podnoszenie się z szoku powypadkowego zajęło mi dwa tygodnie zanim doszedłem do siebie. Intensywna modlitwa zaowocowała łaską spokoju, pokory i radości z rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałem. Pięć miesięcy na „śledczym” to był największy i najpiękniejszy szczyt mojej wiary. Takich łask, jak wtedy, nie dostałem już nigdy później. Ksiądz Kapelan pojawił się u mnie tydzień po osadzeniu w areszcie.  Byłem zaskoczony, bo nie pisałem o widzenie z księdzem. On przyszedł z polecenia mamy i okazało się, że jest sympatyczny, wiec umówiliśmy się na cotygodniowe spotkania. Rozmawialiśmy na temat wiary, przynosił mi literaturę religijną i bardzo pomagał pogłębiać relację z Bogiem.
Z Księdzem Kapelanem Jurkiem jestem w kontakcie po dziś dzień i jestem mu wdzięczny za poświęcenie jego czasu, co bardzo pomogło mi przetrwać pięć miesięcy śledczego. W tym czasie pojawił się u mnie Ojciec Andrzej z Wrocławia, który był wtedy egzorcystą. To było w szczycie doświadczanych łask. Rozmawialiśmy o tym, co przeżywam w wiezieniu i pomodlił się nade mną.

Po wyjściu oddaliłem się od Boga, nie tak daleko jak przed wypadkiem, ale powróciły dawne uzależnienia i złe nawyki. Po paru miesiącach, będąc na warsztatach, we mnie w końcu coś pękło. Wyjawiłem na zewnątrz, co mi leżało na sercu. Zacząłem panować nad swoimi emocjami, co spowodowało powrót do głębokiej wiary. Zacząłem udzielać się w Kościele, miałem dobrą relację z Księdzem Proboszczem, Księdzem Wikarym, poszedłem na pielgrzymkę. W tym okresie zmieniłem całe towarzystwo, z którym się kontaktowałem i zacząłem trzymać z ludźmi wierzącymi, którzy dużo w życiu przeszli i zrobili coś dobrego ze swoim życiem. Ten czas był okresem naprawiania relacji z najbliższą rodziną. Dużo dały mi relacje z Ojcem Andrzejem na Jamnej. Wtedy przeżyłem pierwszy spoczynek w Duchu Świętym. Ważne były dla nie kontakty z s. Grzegorzem i Ks. Stefanem. To ludzie bardzo radośni i pozytywnie nastawieni do życia. Ks. Stefan ma wartościowe kazania. Duże znaczenie miały dla mnie rekolekcje i wielbienia prowadzone przez Ks. Radka.  Po ponownym osadzeniu odnowiłem relację z Księdzem Kapelanem, które zaowocowały wzrostem wiary. Potem we Wrocławiu był dalszy wzrost powodowany tym, że nikt nie przeszkadzał mi w praktykach religijnych. Najtrudniejszym okresem był pobyt w Zakładzie Karnym w Nysie, gdzie pomimo udzielania się w kaplicy, bardzo przejmowałem się opinią otoczenia, co spowodowało zablokowanie się relacji z Bogiem. Ona była, ale nie pogłębiała się. Ksiądz tam obecny był wypalony i znużony swoja posługą. Przychodził, robił swoje i wracał do domu. Nie czuło się w nim radości i zapału. Czułem się tam sam, pełen niechęci i zablokowany, miałem problem z otwieraniem się i przeciwstawianiem się złu. Nie czułem w sobie siły żeby się przeciwstawiać. Sprawy zmieniły się, kiedy zmieniłem swoje miejsce pobytu na Zakład Karny w Gębarzewie. Od razu zaangażowałem się w kaplicy. Ksiądz jest pozytywnie nastawiony do innych, otwarty na propozycje i podnoszący na duchu. Znów zacząłem pogłębiać wiarę, odmawiać Nowennę Pompejańską za współosadzonych, co zwiększyło zadowolenie z życia. Z Księdzem Piotrem nie ma możliwości dłuższych rozmów, ale dużo mi pomaga, troszczy się o mnie i wstawia się za mną, chociaż go o  to nie prosiłem. Dzięki niemu pracuję teraz w Caritasie, gdzie jest mi bardzo dobrze. Za jego wsparcie, cieple słowa, jego pozytywne nastawienie, które podnosi na duchu, jestem mu bardzo wdzięczny. Dzięki niemu mogę realizować się w kaplicy, co sprawia mi dużą radość.

Dużo zawdzięczam kapłanom pełnym optymizmu i radości życia, którzy wspierali moją wiarę i siłę do działania.