Nasza ofiarna miłość

…I nie umiłowali dusz swoich – aż do śmierci” Ap12,11

Dla nas małżeństwo jest szkołą miłości Boga i bliźniego. Jego godność przedstawia miłość między Chrystusem a Kościołem.

Kiedy dochodzi do kryzysu małżeńskiego, do zdrady, odejścia współmałżonka, to często pojawia się przygnębienie, rozpacz, panika i różne próby działania w kierunku Pana Boga, aby natychmiast odzyskać straconą osobę.

  • A jak dotychczas wyglądała moja relacja z Bogiem?
  • Czy byłem nią zainteresowany?
  • A może byłem jedynie tzw. „niedzielnym katolikiem”?

Budowanie małżeństwa w oparciu o własną siłę, gdzie małżonek jest na pierwszym miejscu, musi zakończyć się klęską!

Wielu moment straty współmałżonka przeżywa jako tragedię swojego życia, zamiast zastanowić się nad tym:

  • Po co to dzieje się dla mnie?

Bóg jest Panem tego świata i On całkowicie panuje nad sytuacją w naszym małżeństwie, a doświadczane trudności są łaską, jeśli przyjmę je z otwartością i będę przeżywać w Nim. Smutne jest, kiedy opuszczony opowiada, że jego miłość nie jest taka jak dawniej lub wygasła i już nie chce powrotu współmałżonka. Lepiej zaakceptować rozpad małżeństwa.

  • Prawdziwa miłość nigdy nie ustaje, lecz czy naprawdę kiedykolwiek kochałem?

Miłość małżeńska pochodzi od Boga, jest nieodłącznym elementem sakramentu i człowiek nie jest w stanie zabić jej w sobie.

  • Czy ja naprawdę w Nią wierzę?

Dla osób, które wierzą, doświadczane trudności są motorem napędowym do pogłębiania relacji z Bogiem, odkrywania, że On nigdy nie zdradził, nie porzucił, nie zadał przemocy.

  • Czy podstawowym źródłem  moich uczuć jest Bóg i relacja z Nim?
  • Jeśli tak, to skąd rozpacz i przygnębienie?

Dotychczas nie zawsze mięliśmy ochotę okazywać prawdziwą miłość, a jedynie tyle, ile było nam wygodnie, przez co służyliśmy wyłącznie samym sobie. Odkrywanie sensu bolesnych doświadczeń rodzi radość, spokój i nadzieję. W sercu jest coraz mniej użalania się nad sobą a coraz więcej odpowiedzialności za przeżywaną rzeczywistość. Rezygnujemy z dotychczasowego ego i stajemy się zdolni do ofiarnej miłości. Odkrywamy, że nie możemy odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z samych siebie. Miłość ofiarna sprawia, że potrafimy rezygnować z dotychczasowych priorytetów i robić rzeczy, które kiedyś były niewyobrażalne do zrobienia, które kiedyś mógłby budzić lęk przed utratą tożsamości. Uznajemy konieczność trzymania się priorytetów wynikających z Dekalogu, z konieczności rezygnowania z siebie na rzecz dobra małżeństwa, z konieczności otwierania się i robienia rzeczy podyktowanych troską. Wiemy, że stawianie nas przez Boga w sytuacji małżeńskiej, gdzie doświadczamy samych przykrości, jest łaską, która pomaga nam nauczyć się bezinteresowności i nie traktowania miłości jak transakcji wymiany. Nasze małżeństwo ma pomóc nam uświadomić sobie, co przeżywa Bóg, gdy my zachowujemy się wobec Niego tak, jak nasi współmałżonkowie wobec nas. Przyjmujemy, że współmałżonek jest darem Boga, że posiada te cechy i podejmuje te działania, które mają pomóc nam stać się takimi, jakimi chce nas Bóg. Kiedy „już nie my żyjmy, lecz żyje w nas Chrystus”(Ga2,20), nasze wnętrze zaczynać wypełniać Pan Jezus. Zaczynamy być atrakcyjni nie naszą atrakcyjnością, ale pięknem samego Jezusa, co powoduje, że  nasz współmałżonek zakochuje się nie w nas, ale w Tym, który jest w naszym wnętrzu. Tak zaczyna się prawdziwa ewangelizacja w małżeństwie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *