Przed rozpadem małżeństwa ja chodziłem do kościoła, bo chodziłem, żona nie chodziła. Miałem dużo złości do teściów o ich wtrącanie się. Ze strony żony czułem obojętność, za którą obwiniałem teściów. Współżyliśmy przed ślubem i pojawiło się dziecko. Po ślubie było źle i dziś wiem, że tak było, bo w naszym małżeństwie nie było Boga. Ja się nie modliłem, nie umiałem odmawiać Różańca. Żonie nic się nie podobało, o wszystko miała pretensje. Przeprowadziliśmy się w pobliże teściów i po dwóch latach doszło do separacji. Zasugerowano żebym się wyprowadził i się wyprowadziłem. Po tym doszło do rozwodu. Przez pierwsze dwa miesiące separacji czułem złość do żony i jej rodziców i czułem się skrzywdzony. Poszedłem do spowiedzi i usłyszałem o Nowennie Pompejańskiej. Przeczytałem w Internecie o kobiecie, która odmówiła i mąż do niej wrócił wiec odmówiłem jedną, drugą, trzecią i nic się nie działo. Dziś wiem, że chciałem z Bogiem zrobić biznes: ja Mu „Pompejankę” a On mi żonę. Odmawianie Różańca pomogło mi przebaczyć teściom, nabierałem pokory i zmieniałem się na lepsze. Nie było u mnie tyle złości, nawet teściowej kwiaty… Poszedłem do „Sycharu”, trzy razy, tam spotkałem zapłakaną Anię, po tym dopadła mnie dolina. Widziałem, że nie jest po mojemu, choć się staram, wściekłem się, zrobiłem żonie awanturę, potem teściom, i sobie odpuściłem. Po roku od rozwodu związałem się z kobietą, która też miała trudną sytuację w małżeństwie i się rozhulało. Ale nie umarło we mnie chrześcijańskie sumienie i dopadało mnie widmo, że ciągle stoję w kruchcie kościoła, że nie mogę przyjmować komunii, że nadal kocham żonę. Zauważyłem, że dzieci mogą nie być na pierwszym miejscu, bo ona prosiła, żeby przełożyć widzenie, żeby się z nią spotkać. Bałem się, że przestanę się modlić za żonę i dzieci i wszyscy się rozbestwią i całkowicie oddalą od Boga. Kiedy byłem z tą kobietą, to mój syn zapytał: A ty tata do komunii nie idziesz? Ze względu na sakramenty i miłość do żony zerwałem z tą kobietą. I ten ich synek taki do niego podobny, oni powinni być razem. Jest mi z tym ciężko i bardzo smutno. Modlę się za nich na Różańcu. Czasami myślę: teraz już sam do końca życia… Ulga jest ze względu na to, że mogę iść do komunii i do spowiedzi. Relacja z ta kobietą nie jest warta grzechu. Ta moja wiara jest słaba, chcę zbliżać się do Boga.